Przed Wami sprawozdanie z naszej włoskiej eskapady, która składała się z dwóch etapów: pobytu w Neapolu i podróży stopem po południowej Italii. 

 

T: W Neapolu spędziliśmy dwa tygodnie, robiąc kurs językowy oraz zwiedzając piękną okolicę- wybrzeże amalfitańskie. Po pierwszym szoku, związanym z poziomem hałasu, dziwnymi obyczajami, dziwnym dialektem no i poziomem czystości... miasto bardzo nam się podobało.

Neapol ma bardzo bogatą historię, przez stulecia pełnił ważną rolę na arenie międzynarodowej jako stolica Królestwa Neapolu i jedno z najpiękniejszych miast we Włoszech. Ślady tej wspaniałej historii widać tu na każdym kroku- w monumentalnej architekturze, w pełnym rozmachu planie miasta i w dumnym sposobie bycia Neapolitańczyków. 

 Neapol kojarzy się oczywiście z mafią i śmieciowym problemem. Jeśli chodzi o to pierwsze, to przyjezdny ma małą szansę spotkać się z objawami istnienia takiej organizacji. Nawet sami mieszkańcy miasta, o ile nie prowadzą własnego interesu, często nie mają przez całe życie bezpośredniej styczności z działalnością mafijną. Niestety, mafia jednak jest i sprawnie funkcjonuje, siejąc zamęt i uniemożliwiając normalne funkcjonowanie miasta. Turysta ma raczej szansę spotkać się z drobną przestępczością- kieszonkowcami, rabusiami, których, inaczej niż na Sycylii, nie kontroluje mafia. Śmieci są problemem, ale nie tak wielkim jak mogłoby się zdawać. Po pierwsze- można się przyzwyczaić, tak jak mieszkańcy. Po drugie- skala nasilenia problemu zależy od okresu, gdy przyjechaliśmy do Neapolu po raz pierwszy, w 2006, sytuacja była znacznie gorsza niż w 2007.

 

W:W ubiegłym roku jednak śmieci tak się rozbestwiły, że trzeba było całe Włochy postawić na nogi aby stosy odpadków zniknęły z ulic. Co nie zmienia faktu, że śmieci stanowią w pewien sposób o kolorycie miasta.

 

T: Mimo tego (lub dlatego ;)- W.) Neapol na pewno warto zobaczyć- to miesjce niesłychanie egzotyczne i różniące się dramatycznie od reszty Włoch. Jedni Neapol kochają, inny nienawidzą- chyba niemożliwe są półśrodki. No chyba, że się jest całkiem pozbawionym temperamentu. Z tego jednak pobyt w Neapolu może skutecznie wyleczyć. 

 

W: Wydaje mi się, że stereotypowy Włoch, ukazany w wielu filmach, taki co to wymahuje rękami, krzyczy "mamma mia", do tego gadatliwy ponad miarę, czasem z szaleństwem w oczach - to właśnie Neapolitańczyk.

 

T: Koniecznie trzeba pójść się w Neapolu na pizzę- my rok po roku wracaliśmy do tej samej pizzerii i muszę powiedzieć, że była to bezapelacyjnie najlepsza pizza w moim życiu. To skandal, że suche wióry sprzedawane przez Dominium i inne sieci noszą tę samą nazwę co ten prosty a zarazem wyrafinowany specjał, który podano nam w Neapolu!

 

W: No cóż, jeśli ktoś podziwia Szwajcarów i Austriaków za ich organizację, schludność i dopracowanie szczegółów, to Neapolu raczej nie polubi. Jesteśmy na POŁUDNIU. Mamy więc południową prowizorkę, odrapane kamienice, zasłonięte częściowo suszącym się praniem, wąskie uliczki, z których możemy zajrzeć do ciasnych mieszkań, gdzie trzypokoleniowe rodziny zasiadają do stołu, a na ścianach wiszą stare portrety świętych. No właśnie, południowa religijność - nieco naiwna i zamaszysta, ale gorąca i szczera. Na każdym kroku tandetne uliczne kapliczki przyczepione do ścian domów.

I południowa ekspresja. Tutaj dwie grube baby z siatkami, wznoszące okrzyki czy to gniewu czy radości, wyglądają zawsze malowniczo. Frenetyczna, szalona neapolitańska ulica sąsiaduje z placami, gdzie w cieniu drzew, na ławeczkach leniwie spędzaja popołudnia neapolitańscy dziadkowie. A neapolitańskie matki i babki wystawiają plastikowe krzesełka w cień swoich kamienic.

  • Napoli- spazzatura
  • Napoli ulice
  • Napoli- sklep polski
  • Napoli kościół
  • Napoli galeria handlowa
  • Napoli uliczki
  • Napoli pizza
  • Napoli krużganki
  • Napoli rozeta
  • Napoli- przerwa na pizzę:)
  • ryby
  • kapliczka
  • owoce

T: Jedna z wycieczek, na jaką pojechaliśmy z Neapolu miała na celu zwiedzenie Viili Oplontis. To kolejna, po Pompejach i Herkulanum budowla, którą zakonserwował dla kolejnych pokoleń wybuch Wezuwiusza w 79 r. n.e. Wcześniej zwiedziliśmy już dwa wspomniane wyżej miejsca, więc Wojtek niechętnie dał się tam zaciągnąć. Ja jednak, jako miłośnicza kultury antycznej oraz sztuki wygodnego życia, nie mogłam sobie tego darować.

I dobrze zrobiłam- bo Villa Oplontis jest absolutnie zachwycająca, a w dodatku świetnie zachowana dzięki popiołom z wulkanu, który ją zasypał. Według mnie ta willa robi większe wrażenie niż zasypane miasta, chociaż oczywiście nie dostarcza aż tylu wiadomości o życiu starożytnych. Freski są wciąż kolorowe, a jednocześnie delikatne, subtelne i ponadczasowe.

 

W: Fakt, że mój próg tolerancji dla ruin nie jest zbyt wysoki, ale przyznaję - ptaszki na ścianach były ładne i kolorowe.

  • Oplontis
  • Oplontis1
  • Oplontis2
  • Oplontis3
  • Oplontis4

W: Niezwykle nieraz układają się losy miasteczek. Posillipo niegdyś było ubogą wioską wybacką (a kto czytał "I Malavoglia" Vergi wie jak nędznie wyglądały niegdyś wioski rybackie na południu Włoch). Dziś jest to najbardziej luksusowa dzielnica Neapolu, gdzie ceny posiadłości liczy się w milionach, i gdzie ma rezydencję każdy, kto coś znaczy na tutejszej scenie politycznej i biznesowej. Posiadłości ostoczone są wysokimi murami, ze stylowym ostrzeżniem "Cave canem" (strzeż się psa) koło bramy. Można więc tylko obserwować wytaczające się na ulice luskusowe auta i z punktów widokowych podziwiać panoramę, którą bogacze mają na codzień z okna.

Warto się przejść do pięknego parku, który rozciąga się nad skarpą z widokiem na całą zatokę, Neapol i Wezuwiusza. Jest tu naprawdę pięknie, choć chyba rzadko bywa zacisznie- ciągną tu tłumnie wycieczki oraz nowożeńcy, którzy tutaj fundują sobie sesję zdjęciową. Takie neapolitańskie Łazienki.

Jeśli ktoś szuka ciekawej lektury na pobyt w Neapolu, polecam "Krew świętego Januarego" autorstwa Sandora Marai. Ten węgierski pisarz bardzo zajmująco opisuje życie ubogich mieszkańców Posillipo oraz przybyłych tam polskich emigrantów.

Będąc w Neapolu warto oczywiście dowiedzieć się czegoś o sławnym cudzie św. Januarego, a idealnie jest trafić na jeden z dwóch dni w roku, kiedy zachodzi (lub nie) sławna przemiana krwi świętego. Nam niestety nie udało się tego zobaczyć. 

  • Posillipo1
  • Posillipo2
  • Posillipo3
  • Posillipo4
  • Posillipo5
  • Posillipo6

T: Z Neapolu, a właściwie z Pozzuoli (o którym także napiszemy) wybraliśmy się promem na Procidę i Ischię. Trzecią leżącą nieopodal wyspę- Capri, darowaliśmy sobie, ze względu na to, że miejscowi opisali nam ją jako zbyt turystyczną i pozbawioną klimatu, który ostał się jeszcze na Ischii, a przede wszystkim na Procidzie.

Procida znana jest Włochom z conajmniej dwóch względów. Po pierwsze, mieściło się tutaj więzienie, do którego zsyłano przestępców politycznych. Po drugie, na tej wyspie rozgrywa się akcja znanej powieści "L'isola di Arturo" (wyspa Artura), autorstwa Elsy Morante. Bohaterem jest chłopiec, Artur, który dorasta na Procidzie, poznając kolejne etapy i aspekty życia, a wyspa jawi się tu jako coś w rodzaju mikrokosmosu. Książkę bardzo dobrze się czyta i warto ją wziąć właśnie na wyprawę do Włoch.

Na nas Procida zrobiła jak najlepsze wrażenie- wąskie, wijące się uliczki, toczące się powoli życie, staruszkowie przesiadujący na ławkach i gawędzący w swoim dialekcie i wszechobecny błękit- wszystko to sprawia niezwykłe wrażenie i przenosi w  inną epokę. Paradoksalnie, najpiękniejsze miejce wyspy to więzienie. A raczej nie ono samo- jest to ponury kamienny gmach, ale widok, który się stamtąd rozciąga. Widać jak na dłoni kolorowe zabudowania wyspy i rozciągające się wszędzie naokoło błękitne, błyszczące morze.

Miejscowy chłopiec wskazał nam też drogę na uczęszczaną przez tubylców plażę (te przy porcie są brudne i nieciekawe). Dotarliśmy nad wysoki klif, z którego schodzi się schodkami na długą piaszczystą plażę. Była do jedna z najładniejszych plaż jakie widziałam- cicha, czysta i pusta. Wydaje mi się z resztą, że była to ta sama plaża, którą Morante opisała jako miejsce wypraw i zabaw Artura. Zdecydowanie warto się tu wybrać.   

 

W: Leniwa wysepka, gdzie czas nie ma znaczenia, plaża, bez leżaków i knajp, ograniczona skalną ścianą, po której schodzą na dół kaktusy... Mam nadzieję, że Procida zostanie taka jak najdłużej.

 

 

  • Procida wybrzeze
  • Piazzetta
  • Procida skaly
  • Procida wiezienie
  • Procida z gory
  • Procida
  • Procida plaza
  • Procida plaza
  • Procida
  • uliczka

T: Innego dnia wybraliśmy się promem na Ischię (także z Pozzuoli). Ktoś zachwalał tę wyspę, jako najładniejszą, to samo twierdził nasz przewodnik (Pascal) więc postanowiliśmy spróbować. Pierwsze, co się zauważa po przybyciu, zwłaszcza jeśli się wczesniej było na Procidzie i w gorszych dzielnicach Neapolu, to zalew turystów. Tak to niestety jest, że gdy turyści dotrą w jakieś miesjce, kompletnie niszczą jego urok... Chociaż pewnie dla niektórych jest zaletą ożywione życie nocne, wybór knajpek i barów. My szukaliśmy raczej ładnej, spokojnej plaży. Niestety jej nie znaleźliśmy. 

Plaże położone przy porcie są bardzo zatłoczone, całe są pokryte systemem kolorowych leżaków. Jest to niestety plaga, która dotyczy prawie wszystkich ładniejszych włoskich plaż. Jeśli ktoś nie chce płacić (całkiem sporo) za wynajęcie leżaka, który jest o raptem 30 cm oddalony od kolejnego i ze wszystkich stron otoczony przez hałaśliwych plażowiczów pozostaje mu tylko skorzystanie ze skrawka wolnej plaży. Oczywiście jest to zwykle skrawek najbrzydszy, przybrudzony i kiepsko położony. My postanowiliśmy skorzystać z rady przewodnika, który zachwalał plaże położone po drugiej stronie wyspy.

Pojechaliśmy tam więc autobusem, który po drodze robi objazd przez wszystkie przystanki i przystaneczki we wnętrzu wyspy. Dodam: w górzystym wnętrzu wyspy. Krajobrazy faktycznie były piękne, jednak oglądanie wyspy z okien autobusu nie było tym, na co się nastawialiśmy (zwłaszcza ja- podatna na chorobę lokomocyjną). 

Kiedy dotarliśmy w końcu na ów mityczny "drugi brzeg" spotkała nas niemiła niespodzianka. Tutaj plaże były jeszcze bardziej zatłoczone! Ta najpopularniejsza- płachta piasku leżąca między Ischią a małą wysepką faktycznie musiała kiedyś być urocza, ale odkąd każdy jej centymetr ocieniały parasole, całkiem utraciła swój wdzięk. Druga plaża wydawała się całkiem atrakcyjna, ale kiedy już się tam rozłożyliśmy okazało się, że woda jest pokryta warstwą benzyny. To spaliny z przeklętych motorówek zbierały się w tej (zapewne uroczej niegdyś) zatoczce. Na pocieszenie zebrałam trochę kolorowych kamyczków (fragmentów mozaik), którze morze wyrzucało tu obficie na brzeg.

Pod wieczór przeszliśmy się trochę po urokliwym miasteczku (o nazwie takiej jak wyspa), które należy jednak do miejsc onieśmielających (cenami) przybysza z ubogiego Wschodu. Ischia jest znana z produkcji artystycznych, ręcznie malowanych kafelków. Stanowią one ozdoby dużej częsci miasta- z kafelków układa się nazwy ulic, numery domów czy po prostu dekoracje. 

Wróciliśmy do Neapolu promem, na którego pokładzie beztroska włoska młodzież paliła beztrosko skręty. 

 

W: Morał jest więc taki: nie jedźcie na Ischię. Dzięki temu, jeśli moda nieodwiedzania tej wyspy się rozpowszechni, znikną może plamy benzyny na wodzie, śmieci na plaży, las parasoli z poszyciem leżaków i wróci urocza zatoczka. A potem ... cała historia będzie mogła zacząć się od nowa. Ot, wieczny turystyczny dylemat.

 

  • Ischia 2
  • Ischia
  • Ischia kafelki
  • Ischia kamyki
  • Z Ischii widać Wezuwiusza

Będąc w Neapolu, warto wybrać się kolejką do Pozzuoli. To miasto, w którym mieszkała Sofia Loren i skąd odpływają promy na wyspy. Znajduje się tu dobrze zachowany amfiteatr z czasów rzymskich. Trzeba się do niego trochę powspinać, ale warto wykonać ten spacer. My trafiliśmy tam akurat w czasie sjesty, ale zostaliśmy przez obsługę wpuszczeni, i to za darmo. Amfiteatr, ogromne rzeźbione kolumny, wielkie, mieszczące się pod widownią pomieszczenia, gdzie trzymano klatki ze zwierzętami oraz gdzie gladiatorzy przygotowywali się do walki- wszystko to wywiera duże wrażenie.

Na dole w miasteczku jest też forum z pozostałościami zabudowań, które można oglądać za darmo, ale które nie są aż tak imponujące. 

  • Pozzuoli
  • Pozzuoli1
  • Pozzuoli3
  • Pozzuoli4
  • Pozzuoli5

Z Neapolu kolejką circumvesuviana dotarliśmy do Sorrento. Mieliśmy nadzieję, że trochę tutaj poplażujemy. Niestety, Sorrento nas raczej rozczarowało. Jest to miejsce raczej nie w naszym stylu- bardzo turystyczne, a przez to oczywiście bardzo drogie. Campingi są chyba dwa, wybraliśmy ten, który był dosyć oddalony od miasta, ale miał mieć plażę. Niestety Włosi nazywają "spiaggia" także plaże kamieniste i jak się okazało, taka była właśnie ta, na którą trafiliśmy w Sorrento. Od campingu schodziło się długo w dół, a na dole skarpy była półka skalna, z której można było wchodzić do wody. Mi to nawet odpowiadało, Wojtkowi mniej- więc zdecydowaliśmy się na basen. Tam też spędziliśmy większość dnia.

Wieczorem wyszliśmy na promenadę, która przypomina większość miejsc tego typu we Włoszech- nic szczególnego.

  • Sorrento

W: Po wyjeździe z Sorrento zaczął się autostopowy etap naszej podróży. Gdzieś na krętej drodze na Wybrzeżu Amalfitańskim zatrzymało się pierwsze auto. Pierwsze i najbrudniejsze, brudniejszego już nam się nie udało później złapać. Przykleiłem się do siedzenia, na desce rozdzielczej kurz prawie zasłaniał przyciski, a pod nogami miałem stertę gazet. Ale najważniejsze, że połykaliśmy kilometry. I tak kolejne samochody, raz z klimatyzacją i skórzanymi siedzeniami, raz ledwo utrzymujące ciężar dodatkowej dwójki pasażerów i ich plecaków, wiozły nas na południe.

T: Do Amalfi chciałam pojechać, odkąd dowiedziałam się o niezwykłej historii tego miasta. Leżało na przecięciu szlaków handlowych a jej żeglarze przemierzali niegdyś całe Morze Śródziemne. Były czasy, kiedy Amalfi, dziś będące niedużą wioską, konkurowało z takimi portami jak Wenecja, Genua czy Piza. Najazdy Normanów, złupienie miasta przez pizańczyków oraz trzęsienie ziemi doprowadziły w XII wieku do upadku tej kwitnącej republiki.

Do dziś w mieście pozostało świadectwo czasów chwały Amalfi- Katedra. Wybudowana w bogatym stylu bizantyjskim wygląda olśniewająco w promieniach słońca. Jej fasada jest harmonijnym połączeniem złotych ornamentów i chłodnego kamienia.

Poza wspomnianym placem, główną uliczką pełną barów i sklepów i uroczymi bocznymi zaułkami w Amalfi warto zobaczyć jeszcze jedno miejsce- kamping u Williego.

Kiedy dotarliśmy do Amalfi był już wieczór i ostatni autobus do polecanego przez przewodnik schroniska już odjechał. Włoch, którego poprosiliśmy o radę odpowiedział bez wahania: jedźcie do Williego! Po chwili prowadził nas do kawiarni, gdzie rozparty przy stole pan o aparycji ojca chrzestnego wykonał telefon i "wszystko załatwił". Mieliśmy wsiąść do autobusu, uprzedzić kierowcę, że ma nas wysadzić między przystankami, koło Williego. Tam miał już ktoś na nas czekać.

Wszystko to wydawało się nieco dziwne, ale nie mieliśmy specjalnego wyboru. Autobus piął się w górę górskimi seprentynami, aż w końcu w zostawił nas gdzieś przy drodze. Istotnie- ktoś na nas czekał. Młody Anglik kazał nam iść za sobą i okazało się, że nie był to koniec wspinaczki. Musieliśmy z ciężkimi plecakami pokonać kilkaset stromych stopni by znaleźć się ostatecznie u Williego. Owo znane wszystkim w Amalfi miejsce to zwykły biały domek otoczony ogrodem, w którym pewien Anglik, Willy, prowadzi schronisko. Mieszkające tam międzynarodowe towarzystwo zaproponowało nam zaraz gorący makaron oraz zajęcie jednego z rozstawionych w ogrodzie namiotów. 

Wieczorem usiedliśmy na werandzie z bratem Williego, który opowiedział nam przy kieliszku romantyczną historię tego domu. Otóż dziadek Williego, żołnierz, wylądował w Amalfi w czasie drugiej wojny światowej. Żołnierze mawiali, że jeśli pokona się tysiąc stopni, prowadzących od plaży w górę dojdzie się do domu, gdzie mieszka pewna piękna Włoszka... Ale komu chciałoby się iść taki kawał? Właśnie dziadkowi Williego, który wspiął się po schodach i na szczycie poznał kobietę swojego życia. I tak, po latach, Willie stał się posiadaczem tego uroczego domku. Tyle mniej więcej zrozumieliśmy z poplątanej historii, którą opowiedziano nam tego wieczora. 

 

 

  • Amalfi katedra
  • Amalfi
  • Amalfi willie
  • Amalfi schody
  • Amalfi2
  • Image00051

T: Bedąc w Amalfi wybraliśmy się na wycieczkę do innej zachwycającej miejscowości- Ravello. Dużo prawdy jest w stwierdzeniu Andre Gide'a, że jest to miejsce "bliżej nieba niż ziemi". Ravello to urocze miasteczko, położone wśród zielonych wzgórz, z których rozciągają się zapierające dech w piersiach widoki na całą zatokę amalfitańską. Jest tu ładnie i kwieciście, z resztą podobno jedną z największych atrakcji jest tutejszy ogród. My się do niego nie wybraliśmy, trochę z oszczedności, a trochę dlatego, że nie wierzyliśmy, że może tam być jeszcze ładniejszy widok. Tymczasem nasza koleżanka, która w tym samym roku była w Ravello zaświadcza, że tak właśnie jest. Zobaczcie sami.

Ravello ma jeden słaby punkt- dojazd. Dla osób, które tak jak ja, nie przepadają za wyczynową jazdą po górskich serpentynach, przemieszczanie się po całej tej okolicy może być uciążliwe. Chociaż, trzeba przyznać, że widoki wiele potrafią wynagrodzić. 

  • Ravello lustra
  • Ravello okno
  • Ravello widok
  • Ravello z gory

T: Paestum zachwyciło mnie kompleksem greckich świątyń, a Wojtka przyjemną, piaszczystą plażą.

Do świątyń warto się wybrać rano lub wieczorem, w każdym razie kiedy nie jest aż tak gorąco. My jak zawsze wylądowaliśmy w ruinach w południe- to uczucie jakby się człowiek palił na kamiennej patelni. Mimo wszystko świątynie bardzo wiele wynagradzają- są naprawdę piękne i dobrze zachowane. W końcu przez wieki nikt nie wiedział o ich istnieniu, a odkryli je dopiero robotnicy budujący drogę w XVIII wieku. To musiał być widok- nagle spośród drzew wyłaniają się białe kamienne świątynie! Wkrótce potem Paestum, obok Herkulanum i Pompei stało się jednym z obowiązkowych przystanków bogatej młodzieży odbywającej tzw. Grand Tour. Do dziś jest to Mekka archeologów, a ja polecam odwiedzenie tego miejsca wszystkim.

Wojtek pewnie też- ze względu na plaże... 

 

W: Plaża, owszem, ale nie tylko. Tym razem ruiny nie pozostawiły mnie obojętnym. Mimo, że z nieba lał się żar. Taki skrawek starożytnej Grecji na Półwyspie Apenińskim.

Kilka kilometrów dalej, w małym sosnowym lasku znajduje się mały camping, w którym od lat chyba niewiele się zmieniło, nie zbudowano ani basenu ani marketu. I w tym tkwi jego urok. Tam też rozbiliśmy namiot. Zaraz za laskiem otwiera się szeroka, piaszczysta plaża. Mnóstwo miejsca, mało ludzi, a morzem można iść i iść, a woda wciąż sięga do pasa.

  • Paestum kolumnada
  • Paestum kolumny
  • Paestum malarz
  • Paestum ptak
  • Paestum
  • Paestum plaza
T: Za namową pewnego Włocha pojechaliśmy plażować do Palinuro. Miejsce to jednak nas nie zachwyciło, więc już następnego dnia postanowiliśmy wyruszyć do legendarnych plaż Tropei. Kiedy spytaliśmy w recepcji, gdzie najlepiej łapać stopa w tę stonę, wzbudziliśmy powszechną wesołość. Jeszcze nie było tam takich, którzy próbowali przejechać ten odcinek stopem. Zdziwiliby się, gdyby się dowiedzieli, że jeszcze tego samego dnia dotarliśmy w inne, jeszcze dalsze miejsce...
  • No autostop

W: Na drodze za Palinuro słońce świeciło niemiłosiernie. Samochód, który zatrzymał się na poboczu prawie szorował tyłem o podłoże. Podeszliśmy: cały tył zawalony torbami, paczkami. Za kierownicą kobieta, obok niej facet. A my? Na dach? Ale energiczna starsza pani wyskoczyła z samochodu, upchała część rzeczy do bagażnika, zrobiła nam trochę miejsca z tyłu (tak, że Tusia siedziała mi częściowo na kolanach).

I ruszamy. Pani jedzie w okolice Lecce, z mężem chorym na alzheimera. Ma narysowany plan z miejscowościami, które musi minąć i gdzie trzeba skręcić. Jednak plan nie do końca działa, a pani za kółkiem powtarza wciąż "porca miseria". Że nasze drogi się rozdzieliły (a w zasadzie powinny były), zauważamy troszkę po fakcie. I może to, a może nadchodzący już wieczór sprawia, że, zamiast na czubek włoskiego buta, decydujemy jechać na jego obcas.

Lądujemy późno w jakimś małym miasteczku. Jest sobota, skwerek w centralnej części tętni życiem. Ale wyjechać stamtąd juz się nie da. Uwielbiam południowe życie nocne, bary otwarte do późna, gwar na ulicach o 2 w nocy. Ale nie tym razem: teraz czekam kiedy ci ludzie wreszcie pójdą spać. Miasteczko bowiem (nazwy nie pamiętam niestety) nie oferuje nam żadnego miejsca do rozbicia namiotu - tylko ten centralny skwerek. W końcu przetacza się ostatnia grupka nocnych niedobitków. Wszyscy idą spać, możemy i my.

 

Kiedy wystawiamy rano głowy z namiotu, na skwerku zaczyna się już zbierać męska populacja miasteczka. Ot tak, posiedzieć. Jeden z nich, z siwą bródką, w kolorowej koszuli i zielonych spodniach podchodzi do nas z pytaniem czy nie chcemy się umyć. Świetny pomysł, ostatnio mieliśmy taką okazję po drugiej stronie Włoch:) Gdy dowiaduje się, że jesteśmy z "kraju Jana Pawła II", zaprasza nas na śniadanie. Potem, zawozi nas swoim samochodem na nadmorski camping, po drodze zatrzymując się by skręcić ... papierosa;) Nasz dobroczyńca ma na imię Aristide. Błogosławieni niech będą ludzie południa!

  • Nocleg

T: Nasz nowy przyjaciel, Aristide, zawiózł nas na camping położony nad piękną, szeroką plażą. Na odchodnym poradził nam: "gdybyście mieli tu jakiekolwiek problemy, mówcie, że jesteście moimi przyjaciółmi". Podbudowani w ten sposób, udaliśmy się nad morze. Woda była czysta, przejrzysta i tak ciepła, że nawet ja wbiegłam do wody bez oporów...To była dla mnie najlepsza plaża we Włoszech.

Następnego dnia postanowiliśmy wybrać się do barokowej perły południa- Lecce. Jak to my, zanim się wygrzebaliśmy już zbliżała się sjesta, a autobusy przestawały jeździć. Na szczęście podrzucił nas do miasta pewien uczynny pan, i był to jeden z nielicznych przypadków, kiedy zabrał nas ktoś z samochodem młodszym od nas;)

Lecce było piękne... i gorące. Snuliśmy się po rozpalonych, białych ulicach, szukając raz po raz schronienia w chłodnych wnętrzach kościołów.  Nie przepadam za barokiem, ale trzeba powiedzieć, że świątynie Lecce są naprawdę zjawiskowe. Wszystkie położone są niedaleko siebie, w zamkniętym w murach centrum.

 

W: Och, pamiętam gdy składaliśmy namiot na tym campingu. Żar, ukrop, patelnia. Wskakuję pod zimny prysznic, ale zanim dochodzę do namiotu słońce mnie suszy całkowicie. Po dosłownie trzech minutach jest znów cały mokry - tym razem od potu. Powietrze jest nieruchome. Słońce pali, a tu trzeba się jeszcze ruszać. A potem maszerować z ciężkim plecakiem...

  • Lecce 1
  • Lecce
  • Kolumny lecce

Do Villa Franca złapaliśmy stopa- samochód wypełniony żółwiami. Byli to właściciele  sklepu zoologicznego, być może wieźli też inne zwierzęta, ale nie chcieli nas straszyć. Jechaliśmy przez piękny krajobraz- na całej zielonej równinie wznosiły się kamienne i bielone stożki. To atrakcja tego regionu- trulli. Nikt nie wie dokładnie kto zaczął je budować i dlaczego. Być może byli to arabscy osadnicy, a być może to właśnie miejscowa ludność, by nie podpaść najeżdżcom zaczeła budować na ich modłę, a stożki ozdabiać znakiem połksiężyca. Inni twierdzą, że różne znaki malowane farbą na trullo są pozostałością pogaństwa. Wiele osób wykorzystuje ten zwyczaj, by wyznać miłość wybranej osobie. Bo tradycja budowania trulli nie jest martwa- ludzie wciąż zamieszkują starsze budowle oraz wznoszą nowe. Szczególnie dlatego, że od ziemi na której stoi taki "zabytkowy" budyneczek płaci się niższe podatki.

W drodze powrotnej znów złapaliśmy stopa. Tym razem wiózł nas sympatyczny entomolog. Gdy mu wyznałam, że zafascynowały mnie trulli, postanowił zaprosić nas do siebie do domu. Mieszkał w trullo. Gabinet entomologa, pełen motyli i egzotycznych owadów, mieścił się w dużym stożkowatym pokoju...  

  • Img 0502
  • Trulli
  • Trullo palma
  • Drzwi willa i franka
Ostuni to jedno z tych uroczych, włoskich miast, które są bardzo przyjemne, ale pozostawiają po sobie nieco rozmyte wrażenie. Są tam strome, białe uliczki, które kończą się nagle tarasem z widokiem na doliny. Są kawiarenki i pizzerie. W końcu- punkt centralny każdego włoskiego miasteczka- kościół. W tym wypadku piękna, ceglana katedra. Ta akurat jest niezapomniana.
  • Ostuni ulice
  • Ostuni

T: W Otranto zamieszkaliśmy na świetnym małym campingu, który uniknął jeszcze modernizacji i skolonizowaniu przez posiadaczy przyczep campingowych. Nie było tam basenu, nie było plaży, była tylko ubita ziemia i grupka panów, którzy całymi dniami grali w karty koło budki z barem i recepcją. Naszymi sąsiadami była para Hiszpanów, którzy podróżówali jak dawna trupa teatralna. Mieli skrzynkę z różnymi cudami i wieczorem występowali na ulicach odwiedzanego miasta- on przebrany za arlekina, ona za jakąś księżniczkę. Robili różne sztuczki, sprzedawali balony- bardzo to było urocze.

Otranto jest prześliczne- stara część miasta jest zamknięta w murach, wraz z zamkiem, na którym odbywają się koncerty i przedstawienia. Z wyższych punktów uliczek roztacza się widok na piękne błękitne morze i wybrzeże. Gdyby nie wszystkie sklepy z pamiętkami, turyści- można by powiedzieć, że chodzi się tutaj jak po średniowiecznym mieście. W pewnym momencie, kiedy wieczorem zgasło światło na parę godzin mieliśmy takie wrażenie...

Koniecznie trzeba zobaczyć mozaikę na podłodze w jednym z tutejszych kościołów. Przedstawia wielkie drzewo, na którym jak jabłka wiszą najważniejsze postaci starożytnego i średniowiecznego świata- są tu obok siebie potwory piekielne, postaci mitologiczne, biblijne, Aleksander Wielki. Zbyt wiele rzeczy, by zmieścić na tak małej podłodze. A jednak.

 

W: Opuszczamy Apulię - region morza i słońca, region, gdzie rytm życia daleki jest od pędu Turynu czy Mediolanu, region ludzi pogodnych i życzliwych. Region, który stał się dla mnie esencją wszystkiego, co lubię we Włoszech.

  • Italia 846
  • Aleksander
  • Infernus satan
  • Otranto ulica
  • Otranto widok
  • Otranto

T: Matera wydrążona została w litej skale. Biel miasta odznacza się na tle otaczającego je suchego i niegościnnego pustkowia. Jeszcze do niedawna zamieszkane jaskinie w najstarszej części miasta (dziś będącej już tylko dzikim skalnym zboczem) spoglądają na nas pustymi oczodołami. Po drugiej stronie wąwozu - kilka poziomów zabudowań wspinających się na wzgórze - wszystkie z kamienia, jasne i surowe, sprawiające nieco groźne wrażenie. To właśnie tu Mel Gibson odnalazł swoją Jerozolimę uwiecznioną później w "Pasji". Rzeczywiście, to skamieniałe miasto z dala od głównych szlaków ma klimat zapomnianych, dawnych czasów.

 

Spędziliśmy tu moje urodziny. Wprawdzie kiedy zjedliśmy naszą dobrą włoską kolację (która chyba pierwszy raz nie była pizzą) już nie chodziły autobusy w kierunku naszego "campingu" położonego tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, ale poradziliśmy sobie inaczej. Na miejsce zawieźli nas karabinierzy. Czego się nie robi dla solenizantki...

  • Matera- kamienne miasto
  • Matera noca
  • Rozrywka w najnowszej części Matery
  • Rozeta matera
  • kamienne schodki
  • kamienie w kamieniach

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. kubdu
    kubdu (12.12.2009 19:42) +1
    Piękna podróż i pis fantastyczny. Fakt, Neapol to egzotyczne miejsce. Niesłychane emocje. Fantastyczni ludzie.
  2. tusiaiwojtek
    tusiaiwojtek (19.10.2009 19:42)
    Z lekkim opoznieniem odpowiadamy na pytanko o Procidę. To chyba byłoby wykonalne, z 3 wysp Procida jest najbliżej Neapolu, rejs zajmuje chba z pół godzinki i nie jest bardzo drogi. O ile nas pamięc nie myli;)

    Oglądaliśmy Il Postino w te wakcje. Procida nie zmieniła sie aż tak bardzo od czasów filmu, nie wygląda (jeszcze?) jak Ischia i w tym tkwi jej czar. Więc Slawannko ruszaj na Procidę bo warto:)

    a co do języka - nie chodziło nam o to że dziwny bo brzmi dziwnie. Pod tym względem to dziwny może jest sardo. Tak czasem mówimy na te wszystkie włoskie dialekty dając wyraz hmmm... małej frustracji gdy po latach mozolnej nauki włoskiego jedziemy do Italii i nie rozumiemy co ludzie do nas mówią...
    Ale to tylko taki mały foch. Nie jesteśmy postulujemy absolutnie zniesienia dialektów, bo przecież są one nieodłączną częścią Italii.
    Pozdrawiamy :)
  3. slawannka
    slawannka (26.07.2009 13:01) +2
    ... czemu dziwny dialekt? Napoletano, to ich dialekt, ich język, ich kultura, ich piosenki, teatr... Nie dziwny, inny niż włoski, no bo to język. Słyszeliście dwa rodzaje języka, a nawet trzy - włoski standard, włoski z naleciałościami dialektu (ten język włoski słyszymy na przykład na filmach o Neapolu, gdzie chodzi o przekazanie realiów miejsca, ale to nie jest dialekt), i tzw głęboki dialekt, który zrozumieć nie sposób, nawet jak się zna włoski doskonale. W dialekcie mówi się na filmie Gomorra, i bez napisów nie jestem w stanie zrozumieć nic, jak nie rozumiałam moich przyjaciół pod Neapolem, którzy rozmawiali między sobą (przeprosili mnie, ale musieli załatwić sprawy). To po prostu inny język. Widziałam słownik napoletano-italiano, widziałam literaturę w napoletano.

    A więc... nie dziwny, nie po prostu, napoletano :)
  4. slawannka
    slawannka (25.07.2009 22:48) +2
    No i dotarłam tutaj! :)
    Jak na razie znalazłam Procida, marzy mi się ta wyspa, również dlatego, że tam kręcono Il postino, film w Polsce mało znany, a szkoda. Chciałabym tam pojechać i chodzić śladami postino...
    Ciekawe, łatwy dostęp na Procide z Neapolu? Chyba niedaleko? Tak mi się marzy: spać na wyspie, a w dzień zwiedzać Napoli, ciekawe czy to wykonalne?
    Będę na spokojnie czytać i oglądać dalej, fantastycznie piszecie! :)
  5. andremuc71
    andremuc71 (29.05.2009 5:35) +1
    Bardzo fajny styl pisania, tak trzymać :)
    Wyprawa też fajnie wypadła, Pozdrawiam
  6. duzinek
    duzinek (28.04.2009 16:33)
    No to skoro milanello już powiedział to i owo o południu Włoch, to ja dla odmiany o samej relacji :P Podoba mi się Wasz styl opisywania. Trochę tak, jakbyście jedno przez drugie opowiadali - od razu kojarzy się natłok pozytywnych emocji po odbytej podróży.
    Dzięki za ten opis...
  7. tusiaiwojtek
    tusiaiwojtek (27.04.2009 23:10)
    Hej, dzięki za komentarz. Faktycznie południe jest cudowne- nam podobało się bardziej niż północ. Zwłaszcza ludzie są uroczy- ciepli, mili i mniej zabiegani. Na Wezuwiuszu i w Pompejach byliśmy rok wcześniej, na innej wycieczce- może później ją opiszemy i zamieścimy fotki. W Herkulanum zaś wysiadł nam aparat- co za los.
    Pozdrawiam i życzę miłej podróży do Włoch kiedy się uda:)
  8. milanello80
    milanello80 (27.04.2009 23:01)
    Mimo mojego uwielbienia do Italii, czuję się nie spełniony. Co innego bogata część północna, a co innego ubogie, określane nawet jako zacofane, południe, a tam właśnie nie byłem. Wycieczka w te strony jest na samym czubku miejsc, które muszę odwiedzić. Dzięki za ciekawe informację.
    P.S. Zdjęcia trochę nie do końca oddają urok południa. Brakuje głównych atrakcji Neapolu, innych ujęć Pompei, także Herkulanum, Wezuwiusza,. Super, że są słynne trulli i sassi, wpisane zresztą na listę Unesco. Trochę szkoda,że brak też Bari.
    Generalnie, widzę że odbyliście niesamowitą wycieczkę i aż zazdroszczę.
    Italia jest niesamowita, również ta południowa